Przez weekend w Poznaniu odwiedziłam kilka miejsc, w których nigdy wcześniej nie byłam. 10 miejscówek w 48 godzin? Challenge accepted! Moje wrażenia? Poznań zdecydowanie jest moim ulubionym, kulinarnym miastem!
Wydawało mi się, że przez rok, bo dokładnie tyle czasu temu wyprowadziłam się ze stolicy Wielkopolski, za dużo nie może się zmienić. Nic bardziej mylnego! W ciągu tak relatywnie krótkiego czasu powstało naprawdę sporo super miejsc! Chciałabym przybliżyć Ci kilka miejscówek, które odwiedziłam w weekend. Początkowo miałam opowiedzieć również o moich (byłych) stałych punktach na mapie Poznania, ale po napisaniu poniższego tekstu stwierdziłam, że to materiał na osobny wpis.
Na pierwszy ogień idą miejsca z jedzeniem:
U RZEŹNIKÓW
Jako że jestem wielką miłośniczką mięsa, nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała trochę wołowinki. Szukałam miejsc, w których jeszcze nie byłam i w ten sposób trafiłam do Rzeźników. Zaczęłam od lemoniady arbuzowej.
Po pierwszym łyku było mi smutno, bo była gorzka i zawierała duże kawałki zblendowanych pestek, jednak jakoś dałam radę dobrnąć do końca. Więc jeśli lubisz słodsze wersje lemoniad – zamów coś innego. Jako danie główne zamówiłam stek z bawety (medium rare). Ten rodzaj mięsa należy do dość kapryśnych, więc mięso trzeba było namiętnie przeżuwać, ale w smaku było bardzo dobre. Moje serce zdobyły pieczone ziemniaki i sos dijon.
W trakcie obiadu spotkałam w restauracji znajomych, którzy powiedzieli, że powinnam była zamówić burgera – ponoć robią jedne z najlepszych w mieście!
U Rzeźników
ul. Kościuszki 69
MOABURGER
Umarłam. Zdecydowanie umarłam ze szczęścia. Zazwyczaj mam ogromny problem przy zamawianiu burgerów, bo mam nietolerancję mąki pszennej. W Moa bez problemu dostałam burgera na talerzu i to jakiego! Zamówiłam Avo Bacon, czyli burgera wołowego z bekonem i awokado. Szczerze? Był to jeden z najlepszych, jakie kiedykolwiek miałam przyjemność próbować.
Z tego, co wiem, wołowinka barbecue też była bardzo zacna!
Jeśli miałabym podsumować tę wizytę – Moaburger to zdecydowanie miejsce, które trzeba odwiedzić! Mają też burgery z jagnięciny, które będę musiała spróbować następnym razem.
Moaburger
ul. Półwiejska 14
VIOLET SUSHI&YAKITORI
To miejsce wspominam jeszcze z czasów studenckich i nie mogłam go nie odwiedzić. Co prawda wzięłam sushi na wynos, ale zawsze to coś! To miejsce słynie z genialnej oferty „5,10,15” – mają listę niektórych rodzajów sushi w cenie 5, 10 lub 15 złotych. Wydaje się niemożliwe? A jednak! Poza bardzo przystępną ceną mają również bardzo dobre sushi. Zdecydowanie jestem na tak!
Violet Sushi&Yakitori
ul. Święty Marcin 9
YETZTU
Do YetzTu trafiłam trochę przez przypadek. Miałam ochotę na kuchnię azjatycką, odpaliłam TripAdvisor, przeczytałam recenzje i zdecydowałam, że z chęcią spróbuję czegoś nowego. Jest to miejsce z tradycyjną, japońską kuchnią. Co prawda, w menu mają zaledwie kilka pozycji, jednak cieszą się dużą popularnością. A co najciekawsze – w środku mają zaledwie 15 miejsc!
Po pierwsze – mają genialną lemoniadę malinowo-arbuzową.
Pech chciał, że widząc na ścianie napis „kurczak – jajko – warzywa” nie pomyślałam, że może być to danie z makaronem…pszennym. Niestety mąka pszenna jest totalnie znienawidzona przez moje wnętrzności, więc wyjadłam kurczaka, jajko i sos. Zostawiłam makaron. Smakowo było ok, choć chyba moje kubki smakowe preferują inny typ jedzenia. Dokładnie tego samego zdania był mój kompan, który zamówił „kaczkę – jajko – warzywa”. Wydaje mi się, że warto choć raz zajrzeć do YetzTu, aby jednak spróbować czegoś nowego. Jak mawia mój znajomy – gdybyśmy nie próbowali różnych dań, na okrągło jedlibyśmy pierś z kurczaka.
YetzTu
ul. Krysiewicza 6
ARIZONA EXPRESS
Jest to foodtruck, w którym serwowane są między innymi kanapki z wołowiną (ponoć mega dobre) i corn dogi. I to właśnie na corn doga zdecydowaliśmy się, jako przystawkę przed obiadem.
Corn dog to po prostu parówka w cieście kukurydzianym, podawana na patyku. Ja skubnęłam tylko kawałek parówki z sosem, bo ciasto składa się z mieszanki mąki kukurydzianej i pszennej (ciężki mój żywot). Jak na coś, co kosztuje zaledwie 4 zł, było całkiem ok. W końcu nieczęsto można dostać parówkę w cieście na patyku!
Arizona Express
ul. Piekary 1
Nadszedł czas na opowieść o tym, co kocham z całego serca – o słodkościach. W Poznaniu odwiedziłam 3 miejsca: lodziarnię, kawiarnię i miejsce, gdzie serwowane są gofry. Na pierwszy ogień idzie kawiarnia!
SORRIR
Do Sorrir trafiłam totalnie przez przypadek. Idąc w stronę ul. Piekary (na zdecydowanie jedne z najlepszych lodów, jakie jadłam, ale o nich niżej) zobaczyłam szyld: bez cukru, bez glutenu, 100% natury. I ja miałabym nie wejść do takiego miejsca? Na spróbowanie wzięłam jagielnik i coś na wzór jabłecznika.
Mi zdecydowanie do gustu przypadł jabłecznik, jednak mój towarzysz kulinarnych podróży preferował jagielnik. Jeśli ktoś szuka miejsca, gdzie bez wyrzutów sumienia zje ciasto – MUSI odwiedzić Sorrir!
Sorrir
ul. Ratajczaka 18d
EYES CREAM
Tak, jak zakochałam się w burgerach w Moaburger, tak jeśli chodzi o słodkości – Eyes Cream zdobyły moje serce w 100%. O tym miejscu słyszałam już wcześniej, dlatego wiedziałam, że muszę je odwiedzić. Eyes Cream jest inspirowane lodami z dalekiej Tajlandii, a co najważniejsze – robione są na naszych oczach! Baza do lodów składa się z mleka, śmietanki i cukru. Do bazy wybieramy dwa składniki. Pierwszego dnia (tak, byłam tam dwa dni z rzędu…) wybrałam banan i masło orzechowe, a drugiego chałwę i masło orzechowe. NIEBO W GĘBIE! Na moim Facebook’u znajdziesz filmik, który nagrałam w trakcie robienia lodów. LINK
Moim zdaniem jest to miejsce, które powinien znać każdy wielbiciel lodów!
Eyes Cream
ul. Piekary 1
BUBBLE WAFFLE
Dzień przed wizytą w Poznaniu zobaczyłam wpis jednego z Poznańskich blogerów, który pod niebiosa wychwalał Bubble Waffle. Stwierdziłam, że na zdjęciach wygląda to super, więc warto spróbować. Zacznijmy od początku – Bubble Waffle to miejsce, w którym serwowane są zwinięte „gofry” z dodatkami. Taka przyjemność kosztuje 14 zł, więc właściwie nie mało. Tym, co najbardziej mnie zasmuciło, jeśli chodzi o to miejsce, były:
- czas oczekiwania – 40 minut
- wersja z lodami, bananami, masłem orzechowym i sosem karmelowym – w środku, mała gałeczka najzwyklejszych lodów z pudełka, tona bitej śmietany, aby jakoś zapełnić środek, kilka plastrów banana i kleks masła orzechowego.
To miejsce na pewno znajdzie swoich amatorów, czy to ze względu na smak, czy wygląd jedzenia, ale moich kubków smakowych, niestety, nie zdobyli.
Jak dla mnie – miejsce idealne, aby zrobić zdjęcie na Instagram. Tylko w tym miejscu powstaje pytanie – czy nie powinno się chodzić do takich miejsc, aby dobrze zjeść?
Bubble Waffle
ul. Półwiejska 9
Jako ostatnie, po krótce, przedstawię Ci dwa miejsca idealne na… piwko! W sumie nie tylko na piwko – można tam znaleźć również coś na ząb.
CHMIELNIK
Urocze miejsce na ul. Żydowskiej, które podbiło moje serce wspaniałym ogrodem, muzyką na żywo i.. wieloma rodzajami piwa.
Mają nawet koktajle na bazie jasnego piwa i ciemnej Fortuny!
Chmielnik
ul. Żydowska 27
kontenerART
Kontenery nad Wartą bardzo kojarzą mi się z sesją letnią. Pamiętam, że nie raz, zmęczona nauką, szłam właśnie na Kontenery, żeby posłuchać muzyki, napić się piwka i spędzić czas ze znajomymi. Nie ma co dużo gadać – jest to miejsce, które koniecznie trzeba odwiedzić!
Kontener Art
ul. Ewangelicka